Paweł Paszta - strona główna

reżyser teatralny

 

aktualności   biogram   reżyseria   kontakt   

English

 



 

Scenariusz dla trzech aktorów

 
   


Oliwia Kacprzak
Zróbmy sobie teatr

Sztuka w sztuce czy sztuka dla sztuki? Sztuka życia, a może życie sztuką? Trzech artystów, bezowocnie pracujących nad spektaklem, ściera się ze sobą w dążeniu do osiągnięcia twórczej perfekcji. Ich nadrzędny cel wydaje się jednak wykraczać daleko poza granice teatralnej sceny. Jak się szybko okazuje, kompromisy między treścią a formą lub analizą a syntezą nieobce są również, pozornie dalekiej od tych problemów, publice. To każe zadać sobie pytanie - czym naprawdę jest teatr? Czy aby sami nie tworzymy spektaklu egzystencji?

Tekst Scenariusza dla trzech aktorów napisany został przez Bogusława Shaeffera specjalnie dla Jana Peszka, Andrzeja Grabowskiego oraz Mikołaja Grabowskiego. Ci wybitni artyści stworzyli wówczas kreacje oddające w pełni dramatopisarski zamysł, a dzięki temu wyznaczające niezwykle wysokie standardy aktorskiej interpretacji utworu. Wyzwanie to zdecydował się podjąć męski kwartet z grupy A Tu Teatr. Interpretacja sceniczna, w wykonaniu Marcina Chochlewa, Cezarego Jankowskiego oraz Sebastiana Świerszcza, wyreżyserowana przez Pawła Pasztę, tworzy swoistą międzypokoleniową polemikę. Przedstawiciele młodej generacji, znani szerszej publiczności z popularnych telewizyjnych seriali, postanowili wejść w skórę wytrawnych artystów starszej daty i odświeżyć liczący sobie ćwierć wieku tekst. W ustach tych aktorów argumenty w dyskusji nad prawdziwą istotą sztuki, jej utylitaryzmem i ideą, zyskują świeżość i przystępność, tak pożądane przez przygodnego teatralnego widza. Choć to sztuka niełatwa, nafaszerowana kulturoznawczymi i filozoficznymi dywagacjami, zaprezentowana w sposób dynamiczny i pełen ekspresji staje się bliższa codzienności, do której przecież aspiruje .

Przestrzeń sceny zagospodarowana jest wyłącznie merytoryką treści. Brak tu widowiskowych dekoracji, rekwizytów czy efektów wizualnych. Na ascetyczny wystrój składają się, bagatela, trzy krzesła. Całość niewerbalnego przekazu widowiska tworzona jest przez samych aktorów, którzy postawą ciała, mimiką i gestami uzupełniają obfity znaczeniowo przekaz słowny. Ciągłe przemieszczanie się, zmiana pozycji czy nawet sposobu siedzenia - wszystko to tworzy wrażenie dynamizmu i nie pozwala na odrobinę znużenia mimo zasadniczego braku fabuły i akcji. Prawdziwy kunszt przejawia się w takich właśnie przypadkach, gdy artysta zmuszony jest utrzymać uwagę widza jedynie swą ekspansywną osobowością. Charyzma i wyrazistość aktorów kreują jednak w przypadku Scenariusza dla trzech aktorów postaci niezwykle sugestywne, autentyczne. Daleko im do twórczej egzaltacji, odżegnują się zdecydowanie od schematu natchnionego indywidualisty, zamkniętego w swej hermetycznej rzeczywistości. Wydają się wręcz swojscy, znajomi, naturalni - miewają wątpliwości, gubią się i walczą o swoje. Nawiązuje się dzięki temu natychmiastowa, silna i niezwykle efektywna nić porozumienia między sceną a widownią, umożliwiająca bezpośredni odbiór przesłania spektaklu.

Rzecz ma się całkiem prosto - to fragmentaryczny wgląd w twórczy proces, zmierzający do zrealizowania teatralnego projektu. Nad najlepszą metodą osiągnięcia celu głowią się z niemałym trudem reżyser, aktor-dźwiękowiec oraz aktor-performer. Ich spory oscylują wokół tematów tak podniosłych, jak i błahych, zahaczając miejscami o pastisz, parodię, hymn pochwalny oraz manifest, w zależności od poruszanych kwestii. Nastrój na scenie zmienia się w tempie błyskawicznym, wraz z każdym zwrotem w toku myślenia postaci. Starcia sprzecznych koncepcji generują różnorodne refleksje; dotyczą one nie tylko sztuki samej w sobie, ale i prawdy o konstrukcji świata i człowieka, aspiracjach, oczekiwaniach, sposobach zaistnienia w otoczeniu. Patetyczny idealizm reżysera skonfrontowany zostaje boleśnie z oszczędnym cynizmem dźwiękowca oraz niedbałą swobodą performera. Każdy z nich inaczej myśli o sztuce i pełnionej przez nią w przestrzeni publicznej funkcjach. Jeden chce naprawiać i porządkować rzeczywistość, gdy drugi odrzuca ramy oraz schematy, zdając się na kreacyjną potęgę chaosu. Pośród tego ideowego bałaganu rodzą się wątpliwości - który z nich ma rację?

Mocną stroną spektaklu jest unikanie prostych odpowiedzi na wszelkie pytania. Przewijające się przez scenę w różnych konfiguracjach postaci jedynie jątrzą niepewność. Widz, jako aktywny odbiorca scenicznych kwestii, staje się również współuczestnikiem spektaklu. Samą swoją obecnością zdaje się wywoływać kolejne refleksje nad naturą teatru i ludzkiego bytu. Zacierając granicę między światami po obu stronach kurtyny, prowokuje do rozważań nad słusznością jej wytyczania - bo czy sami, tak naprawdę, nie jesteśmy aktorami na scenie życia? Topos świata-teatru wydaje się wprawdzie mało lotny, ale konsekwencja jego bytności na kartach dzieł tylu epok każe pochylić się nad potencjalną adekwatnością tej analogii. Wytrychem do tej zagadki wydają się być słowa zamykające spektakl w stylistyczną klamrę - wszędzie potrzebny jest reżyser; w operze, operetce, na pogrzebie, podczas napadu na bank... Żyjemy w rzeczywistości wykreowanej, podporządkowanej odgórnej kontroli, pretendującej do perfekcji. Nie lubimy niekorzystnych zwrotów akcji, niefortunnych gestów czy zmarnowanych szans, więc każdy element naszego bytu postanawiamy poddać rygorowi sprecyzowanego scenariusza. Tu każde słowo ma swoją wagę, a treść okazuje się równie znacząca, co forma. Nie jest więc ważne tylko to, co sobą prezentujemy, ale też jak to robimy. Tworzymy sami siebie i tworzymy swoją własną przestrzeń, niczym artyści jednoosobowego, samowystarczalnego teatru.

Autotematyzm nie jest może innowacyjny, lecz niezmiennie intrygujący. Wiadomo powszechnie, że z obiektywną oceną mają zawsze największy problem sami zainteresowani, więc tym bardziej ciekawi podejście twórców do ich tworu. Najmocniejszą stroną spektaklu jest zdecydowane interakcja we wszystkich płaszczyznach - aktorów ze sobą nawzajem oraz z publicznością. Urzeka ponadto kunszt języka, operującego najszlachetniejszą polszczyzną, a przy tym zgrabnie się nią bawiącego. To rodzaj artyzmu, który skraca dystans miedzy adresatem i odbiorcą, czyniąc tym samym swe przesłanie bardziej przystępnym i wyrazistym. Bogusławowi Shaefferowi udało się ten efekt osiągnąć, a młodzi kontynuatorzy konsekwentnie jego zamysł realizują. Scenariusz dla trzech aktorów broni się sam, lecz wymaga fachowego podejścia, by zaistnieć w pełni mistrzowskiej formy i treści, dbając o tak potrzebną między nimi harmonię. Wiadomo - zrobić sztukę o sztuce, by nie była tylko sztuką dla sztuki, jest doprawdy wielką sztuką.


/recenzja naszego spektaklu, który zagraliśmy 4 października w Miejskim Centrum Kultury w BEŁCHATOWIE
http://www.mckbel.eu/